W bogatej ofercie „Bałtyku” pojawiły się także unikatowe „Orzechy Bałtyckie” w „kolonialnej” etykiecie nawiązującej do tradycji handlu morskiego za pośrednictwem portu w Gdańsku. W 2018 roku, z okazji swojego 95-lecia, „Bałtyk” sprawił niespodziankę powracając do produkcji swojej kultowej czekolady mlecznej z Sebastian Rerak: Rozmawiamy w momencie szczególnym, tuż po ceremonii wręczenia Pani złotej płyty. TERESA WERNER: Złota płyta jest dla mnie wielkim wyróżnieniem, które odbieram jako docenienie mojej pracy i dowód na to, że podążam właściwą drogą. Album "Spełnić marzenia" sprzedaje się bardzo dobrze, bo najwidoczniej ludzie oczekiwali takich piosenek. Myślę, że uzupełniłam pewną lukę panującą na rynku. Pani muzyka kojarzona jest ze Śląskiem, ale chyba nie tylko tam ma Pani swoją publiczność? Nie, tak naprawdę więcej zaproszeń na koncerty otrzymuje z innych części Polski. Jestem Ślązaczką z krwi i kości, śpiewałam zresztą przez lata w zespole Śląsk, i te ludowe śląskie klimaty są mi bliskie. Chociażby piosenka "Dałabym ci, dała" ma pewien folklorystyczny rys (śmiech). Do tej pory nie śpiewałam jednak w języku śląskim. Może pora spróbować? Nie wykluczam tego. Do zespołu Śląsk trafiła Pani w wieku szesnastu lat. To był początek profesjonalnego śpiewania? Tak, wcześniej jedynie miałam za sobą jakieś występy na szkolnych akademiach i udział w kilku konkursach. Zawodowo zaczęłam śpiewać w Śląsku i od tamtego czasu nie zajmowałam się niczym innym. Mój zawód to po prostu artysta. Śląsk dał Pani okazję zobaczyć kawał świata. I to w czasach, kiedy każdy wyjazd zagranicę był czymś wyjątkowym. Byłam w Chinach, Japonii, RPA, miejscach, o zobaczeniu których mogłam wcześniej tylko marzyć. Poza tym miałam też możliwość odbyć audiencję u Jana Pawła II - uścisnęłam jego dłoń, przytuliłam się do jego ramienia... Wszystko to zdarzyło się dzięki zespołowi. Jak długo trwała Pani przygoda ze Śląskiem? Bardzo długo. Nie zdradzę, ile dokładnie, bo wtedy policzy Pan ile mam lat, a kobiet się o wiek nie pyta, prawda (śmiech)? Mogę jednak powiedzieć, że byłam artystką najdłużej występującą na deskach sceny. W zespole Śląsk na emeryturę przechodziło się w określonym wieku - panie po skończeniu czterdziestego roku życia, panowie pięć lat później. Ja przekroczyłam także ten drugi próg. I odchodząc ze Śląska, wiedziała już Pani, że chce kontynuować śpiewanie? Chciałam nadal śpiewać, bo jest to coś, co kocham najbardziej. Nie byłam gotowa robić nic innego, a nie mogłabym też usiąść w fotelu i całymi dniami patrzeć przez okno. Przez pewien czas występowałam w kabarecie, a w końcu napisałam własną piosenkę i nagrałam ją w przydomowym studiu. Tak się fantastycznie poukładało, że ten utwór, zatytułowany "Miłość jest piękna" trafił do radia, spodobał się słuchaczom i przez kilka miesięcy pozostawał na pierwszym miejscu Śląskiej Listy Przebojów, czyli niezwykle popularnej audycji Radia Piekary. Pani jest niekwestionowaną liderką Listy Śląskich Szlagierów Telewizji TVS, którą można chyba uznać za pewien lokalny fenomen. Nie tylko lokalny. Telewizja TVS ma oglądalność w całej Polsce, a także zagranicą. W każdym razie od czasu sukcesu piosenki "Miłość jest piękna", moje utwory są na niej zawsze wysoko notowane. Od pierwszego singla do płyty - ta droga okazała się nader krótka. Tak, ponieważ dzięki Liście Śląskich Szlagierów moją muzyką zainteresowała się wytwórnia Eska z Zabrza, z którą nawiązałam współpracę. Dzięki niej ukazał się album i zaczęły powstawać moje teledyski. Teledysków ma Pani na koncie całkiem sporo, a ich sceneria sugeruje, że były kręcone w południowej Europie. Brakuje w Polsce podobnie urokliwych miejsc? Nie brakuje, ale skorzystałam z możliwości nagrania wideoklipów w Chorwacji. Współpracuję z tamtejszymi artystami, śpiewam piosenki do ich kompozycji. Wybierając się w kolejną podróż do tego kraju, zabrałam ze sobą ekipę realizatorską i w ten sposób nakręciliśmy cały cykl teledysków. Pogoda sprzyjała, słoneczko świeciło, atmosfera do pracy była wspaniała. Przez kilkanaście dni nakręciliśmy świetny materiał. No właśnie, spora część Pani utworów skomponowali muzycy chorwaccy. Czy coś łączy Chorwację z Polską? Na pewno podobne temperamenty i styl życia mieszkańców obu krajów. Jesteśmy po prostu wesołymi ludźmi, lubiącymi takie ciepłe klimaty. Poza tym nie ma też między nami jakichś wielkich barier językowych - chorwacki jest dla Polaka całkiem zrozumiały. W teledysku do utworu "Kocham swoje morze" zaprezentowała Pani swoją skądinąd znakomitą figurę. Czy co bardziej konserwatywni odbiorcy nie zgłaszali zastrzeżeń do zbyt skąpego stroju? Powiem szczerze, że sama miałam pewne obiekcje w trakcie kręcenia tego klipu. Reżyser uznał jednak, że powinnam wystąpić w typowym stroju plażowym, więc zmontował teledysk tak, że na większości zdjęć widać mnie ubraną w bikini. Nie widzę w tym nic złego, bo tak w końcu chodzi się ubranym na plaży, ale i tak wysłuchałam kilku nieprzychylnych opinii, głównie od pań (śmiech). Niektóre były deczko zgorszone, prawdopodobnie nie tolerują pokazywania się w kostiumach kąpielowych. Mówi się trudno, będąc osobą publiczną, trzeba umieć przyjmować także i negatywne komentarze. Ma pani jakieś specjalne sposoby na zachowanie figury? Nie, zupełnie nie mam. Niebawem może jednak będę musiała narzucić sobie dietę, bo spalanie kalorii nie jest już takie, jak kiedyś (śmiech). Generalnie mam chyba dobre geny, niemniej trochę kontroli nie zaszkodzi, więc najpewniej dam sobie spokój ze słodyczami. Rzadko ćwiczę, bo nie mam czasu. Za bardzo skupiam się na muzyce - piszę teksty, nagrywam, gram bardzo wiele koncertów. Bardzo mnie to jednak cieszy, więc nie mam prawa narzekać. Moje życie kręci się wokół muzyki. W internecie bywa pani nazywana "królową śląskiego disco polo". Jak pani reaguje na ten przydomek? Uważam go za pewne nieporozumienie. Moja muzyka być może ma elementy wspólne z disco polo, trudno to wykluczyć, nie wiem jednak skąd wzięło się to określenie. Ktoś na własne potrzeby określił moje piosenki w ten sposób, a inni to podchwycili. Nie twierdzę, że disco polo mi się nie podoba, niemniej na dzień dzisiejszy nie uprawiam tego gatunku muzycznego. Jak zatem można Pani twórczość określić? Może po prostu jako muzykę rozrywkową? Dla kogoś będzie to folk, dla kogoś innego dance... Ja osobiście nie czuję potrzeby określania jej w żaden sposób. Tytuł Pani złotej już płyty brzmi "Spełnić marzenia". Pani udało się zrealizować wszystkie? Póki co tak, praktycznie w stu procentach. Zawsze chciałam śpiewać i być wśród ludzi. Wszystkie moje sukcesy spłynęły na mnie zupełnie nieoczekiwanie, i w dodatku bardzo szybko, zaraz po rozpoczęciu kariery solowej. Jakieś inne marzenia na pewno by się znalazły, ale na razie wszystko idzie znakomicie i obym nieraz jeszcze przeżyła jakąś miłą niespodziankę. Mówiąc w największym skrócie: jestem szczęśliwa i spełniona. A ja znowu miałem przed oczami t.ltllarzpułkownika' w tym ostatnim momencie, gdy jego nogipoŻerałjuż płomieri, ale $łowa nadal żyła, jeszcze krewpulsowała, a z ocZU bił rozsądek, śmiertelny smutek,straszliwe męczarnie i niepohamowane pragnlenie, byĘć. JeŻe|iprzy1mą mnie do tej orgarizacji' będę sh:Żyćjej duszą i ciałem.
Jeśli macie ochotę zrobić dziecku niespodziankę i ... nieco pogrzeszyć, to może wybierzecie się na bezpłatne pokazy robienia słodyczy. Możecie również (odpłatnie) spróbować w tym własnych sił. Słodkie Czary Mary (w Poznaniu i Wrocławiu) umożliwią Wam to. Miśka była na takiej wycieczce z przedszkolem i wróciła z lizakiem, cukierkami i uśmiechem na twarzy. Szczerze to słodycze zachwycały mnie wizualnie, a smakowo mniej, ale ja nie jestem fanką tego typu słodyczy. Strona www też mnie zachwyciła - ach te zdjęcia! Markizy! Proporczyki! Panie w stylu pin-up girls! iI te słodkości! Zupełnie jak nie te czasy :-) Szczegóły na: A tu mały pokaz:

Następnie firmę przejął mój ojciec Józef Blecha. W roku 1991 stworzyliśmy spółkę Wytwórnia Cukierków Józef i Zbigniew Blecha. Idąc z duchem czasu firma nabrała nowego brzmienia MyCandy. Do dnia dzisiejszego pełni pasji wytwarzamy cukierki według receptur mojego Dziadka i Ojca.

Przemysł, jakim jest k-pop, funkcjonuje na pewnych określonych zasadach. Jedną z koronnych zasad przy formowaniu zespołu jest wybranie jego wizerunku, a co za tym idzie niszy, w której będzie funkcjonował. Dla formacji kobiecych popularną niszą jest aegyo - przesłodzony wizerunek grzecznych dziewczynek, w którym specjalizują się grupy takie jak np. Girls' Generation. Pewną wariacją na temat aegyo jest grupa Orange Caramel, której cukierkowaty wizerunek przywodzi na myśl raczej lolity, a nie grzeczne dziewczynki. Macierzysta formacja Orange Caramel - After School to z kolei wzorcowy przykład koreańskiego ostrego wizerunku. Ostrego w granicach przyjętej tam konwencji. Według amerykańskich standardów to niemal zakonnice, ale w Korei Płd. często porównuje się je do Pussycat Dolls. Co trochę mnie irytuje, bo tę amerykańską grupę uważam za sabat pasztetów (z wyłączeniem Nicole Scherzinger). Nie oszukujmy się, chociaż przyjęte konwencje z pozoru trzymają w ryzach seksualny wizerunek kobiet na scenie, to jednak i w jednej, i w drugiej stylizacji chodzi o to, by przykuwać oko męskiej części widowni. Zdarza się, że jakiś wykonawca wykroczy poza niepisane ramy tych konwencji. Dla zespołu Secret przybrana jednorazowo nieco śmielsza stylizacja oznaczała spotkanie się z falą krytyki konserwatystów. Z kolei taka HyunA z eksploatowania własnej seksualności uczyniła sens swojego scenicznego solowego istnienia, za co przez wielu została znienawidzona. Jest jednak grupa, której podobne, a nawet śmielsze, brewerie do tej pory uchodziły na sucho. Ba, trzeba powiedzieć więcej - pomimo licznych kontrowersji, śmiałego wizerunku oraz towarzyszących plotek i nie tylko plotek - grupa ta odniosła spory sukces w mainstreamowych mediach. Zamiast stać się obiektem ciskania kamieniami, dla wielu stała się idolkami. Oczywiście mowa o formacji Brown Eyed Girls. Jak koreański kwartet tego dokonał? Po pierwsze, silniejszych treści w wideoklipach używa przede wszystkim jako środka wyrazu artystycznego, a nie jako prymitywnego "nęcenia cycem". Po drugie, silnym obrazom towarzyszy równie silna, wyrazista muzyka, która nie próbuje chować się za plecami wideoklipu. Czego dowód znajdziecie poniżej. Niesamowite połączenie estetyki disco z symfonicznym brzmieniem i silnymi wokalami, nie tylko nie próbuje ukryć się za mocnym i przyciągającym uwagę teledyskiem, ale w dodatku toczy z nim walkę o widza. Walka jest na tyle zażarta, że przy pierwszym obejrzeniu klip wydaje się gryźć z utworem. Rzadko kiedy słyszy się, żeby tak przebojowa i żywiołowa piosenka naraz prezentowała równie szeroką i pełną gamę walorów muzycznych. Już sama warstwa kompozycji powinna zebrać swoją dolę oklasków, chociażby za to jak płynnie przechodzi pomiędzy spokojniejszymi budującymi napięcie segmentami zwrotek a eksplozją dźwięku w refrenie. A to wciąż mało, bo równie ważna jest inteligencja w użyciu poszczególnych instrumentów, czy też sama wrażliwość muzyczna uwypuklona chociażby właśnie w budowaniu napięcia poprzez twarde, rytmiczne, militarnie brzmiące i budzące niepokój dźwięki. Na to wszystko nakłada się zabójczo wykorzystany wokal, który już silnej kompozycji nadaje dynamiki i mocy w brzmieniu, słowem - impetu. Jednocześnie, przy całym natłoku dźwięków atakujących nasze uszy, utwór nie popada w kakofonię. Ale pozostaje jeszcze kwestia teledysku. Tu dopiero jest ciekawie. Już samo poruszenie wątku totalitarnych represji jest posunięciem odważnym. Pamiętajmy, że dla wielu z nas widok armatek wodnych i policyjnych kordonów kojarzy się głównie z odległymi (to już ponad 20 lat) czasami PRL-u. No chyba, że ktoś się udziela na piłkarskim młynie albo wyjazdach, wtedy takie sceny są mu nieco bliższe. Ale nie będę tutaj pastwił się nad naszymi domorosłymi miłośnikami praktyk totalitarnych, bo na dobrą sprawę nawet bliski geograficznie relikt ustrojowy - Białoruś - nie maluje się w naszej wyobraźni w równie czarnych barwach, albo przynajmniej nie poświęcamy mu tyle uwagi, by mógł się silnie kojarzyć z takimi obrazkami. My jednak mówimy tutaj o wideoklipie nakręconym w Korei Południowej, która od północy graniczy z szalonym totalitarnym reżimem Kim'ów. Projekty atomowe, strefy zdemilitaryzowane będące najsilniej zmilitaryzowanym skrawkiem ziemi na globie i część większego narodu cierpiąca głód i ubóstwo pod dynastią maniaków własnej wielkości. A przecież jeszcze dalej czają się Chiny. Mało? Sama Korea Południowa długo nie była rajem na Ziemi. Najpierw 35 lat japońskiego zaboru, potem rozbiór kraju decyzją podłych, złych sowietów i szlachetnych wybawicieli spod amerykańskiego sztandaru. Tych samych wybawicieli, którzy przez kolejne 40 lat tolerowali różne formy wojskowej dyktatury, pod wieloma względami niewiele różniącej się od swojego północnego odpowiednika. Ustawiony w takim kontekście, ten teledysk ma o wiele silniejszy wydźwięk. Tym bardziej, że nie powinien być traktowany dosłownie. Dyktator i jego podwładni są tylko metaforą na... męskiego odbiorcę tego klipu. Po jednej stronie mamy wyzwolone kobiety, które śpiewają o pożądaniu jakie odczuwają do nich mężczyźni i nieprzekraczalnej niewidocznej barierze, która nie pozwala samcom dać upustu ich żądzom. Po drugiej stronie stoi i gapi się na nie anonimowy tłum mężczyzn bez twarzy, za każdym z tych kasków może czaić się facet, który właśnie ogląda ten klip. Każdy z nich jest anonimowym widzem, częścią tłumu, bez własnej woli i odwagi by się wyłamać, staje się częścią systemu, który zniewolił kobiety z pozostałych ujęć. Niewola ta jest oddana w niezwykle plastyczny sposób. Gain siedzi ze związanymi dłońmi na krześle, jest zdominowana przez górujący nad nią i zamykający obraz łuk. Ponadto jest niewolnicą obrazu. Widzimy ustawiony przed nią monitor, który nieustannie pokazuje jej twarz. Może ona do woli odwracać się, uciekać ze wzrokiem, kamera cały czas podąża i koncentruje się na jej twarzy. Ku uciesze widza jej wizerunek jest brudny, zbrukany, upodlony. JeA jest przywiązana do drewnianej konstrukcji unoszącej się na wodzie, całkowicie bezradna i zniewolona, nawet gdyby uciekła, na jej nodze jest branzoletka lokalizacyjna. Jest całkowicie oddana na łaskę i niełaskę żywiołu, ale i obserwującego ją z góry pana. Jednocześnie jej stylizacja jest najsubtelniejsza spośród wszystkich kobiet. Ma być tą bezwolną, uzależnioną od mężczyzny kobietą, która bez jego pomocy nie przetrwa. Miryo pozornie ma daną swobodę głosu, jej wizerunek jest schludny, estetyczny - oficjalny, a wypowiedzi schowane za fasadą uprzejmości. Ale jednocześnie jej ręce pozostają związane, a mikrofony nasłuchujące każdego jej słowa same stanowią formę opresji. Cała scena sugeruje, że nie liczy się, co kobieta sama ma do powiedzenia. Ona ma być jedynie narzędziem wypowiadającym słowa, które ułożył kto inny, ku uciesze pozbawionych emblematów - anonimowych - mikrofonów. Najciekawsza jest scena Narshy. Z pozoru zaprzecza całej idei tego klipu - to kipiący seksapilem zwierzęcy taniec, uczta dla samczego oka. Ale właśnie - trzeba zauważyć, że jej niewolą jest pomieszczenie-klatka i sam ruch. Miejsce po którym się porusza jest wybiegiem, a swoboda ruchów została jej dana tylko po to, by mogła nimi cieszyć wzrok widza. Do tego błyskające flesze, kocie ruchy, kot w teledysku i miauczenie... Catwalk to przecież angielskie określenie na wybieg dla modelek. Same słowa refrenu sugerują, że kobiety mają do zaoferowania coś więcej niż swoją zmysłową, seksualną powierzchowność. W zamian proponują swoją muzykę, odczuwaną poprzez owy szósty - emocjonalny - zmysł, który pozwala odbierać bodźce poprzez barierę nieprzekraczalną dla tradycyjnego zestawu pięciu zmysłów związanych z cielesnym pożądaniem. Mężczyźni pod wpływem muzyki ulegają przemianie, odrzucają hełmy, zyskują twarze a z nimi własne emocje i myśli, które pozwalają im podejmować decyzje za siebie i obrócić się przeciwko dyktatorowi/systemowi. Osobiście nie mam nic przeciwko takim feministycznym manifestom, jeśli mają one jakiś określony cel, a nie są zbiorem gorzkich żali w stylu: "Chcę mieć tak samo jak ty, tylko na innych preferencyjnych zasadach, bo ja jestem pokrzywdzona. I nie waż się mnie patronizować szowinistyczna męska szujo!". W tym wypadku chodzi o konkret - słuchaj tego, co mam do przekazania poprzez muzykę, a nie każ mi się wygłupiać dla własnej uciechy. Co moim zdaniem, jak długo kobieta ma coś do powiedzenia (a nie "żałuję, że cię znałam, żałuję, że ci dałam"), jest bardzo słusznym podejściem, bo nie wyklucza także miejsca dla atrakcyjnych kobiet nie mających nic do powiedzenia, ale za to dobrze wyglądających. Jedyne, co budzi moje wątpliwości, to skuteczność manifestu. Przecież na dobrą sprawę, do jego przesłania trzeba dotrzeć przebijając się najpierw przez warstwę tego, z czym teledysk zdaje się walczyć - grupę seksualnie zniewolonych kobiet ku rozkoszy oczu przeciętnego męskiego widza. Mam wrażenie, że sami twórcy teledysku zdają sobie sprawę z niskiej skuteczności swojej metody, bo przecież klip kończy się tym, że tłum anonimowych mężczyzn rzuca się na kobiety. BONUS Ja zakończę podobnie, dodając link do telewizyjnego występu live, który jest równie porywający.

opublikowano: 13-03-2023, 10:47. Mamy ambicje, aby stworzyć wytwórnię farmaceutyczną jak najszybciej - mówi prof. Bogusław Machaliński, rektor Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie. Jak zapewnia uczelnia, wytwórnia ma powstać w ciągu półtora roku. Władze uczelni planują też stworzenie Collegium Farmaceuticum.
W tym roku wiosna szła do nas przez 100 zim i 50 jesieni. Mijała deszczowe doliny i góry śniegowe. Ale w końcu do nas dotarła! I to w jakim stylu… Do Wrocławia ta najbardziej wyczekiwana pora roku wkroczyła prawdziwie rozbujanym, muzycznym krokiem. 19. kwietnia Wytwórnia Filmów Fabularnych została oblężona. Zaatakowana przez tłumy spragnionych dobrej zabawy partyzantów, czekających na dobrą „bibę” i domagających się prostych dźwięków. I dostali, co chcieli; „ prezentuje” zbombardował nas gradem pozytywnych niespodzianek, w ramach powracającego cyklu koncertów z okazji (prawie) Pierwszego Dnia Wiosny. Zaczęło się delikatnie i tuptająco. Tak właśnie – bo tuptała widownia, i tuptał Bethel, który jako pierwszy zagrzał parkiet sceny wytwórnianej. Zagrali wszystkie znane kawałki, za które wrocławska publiczność ich wielbi, czyli Muzyka serc, Zabrali mi skrzydła czy Skafander. Grzesiek „Wlazi” Wlaźlak i Piotrek Zarówny tradycyjnie już kokietowali nastolatki swoim tańcem, po raz kolejny udowadniając, że urodzone z nich zwierzęta sceniczne. Kapela zaczęła dosyć duchowo, można by nawet powiedzieć „jęcząco”, ale potem było już tylko lepiej. Szybkie, rytmiczne utwory ska to jest właśnie to, co wynosi ich na wrocławskiej scenie coraz wyżej. Byle tylko nie potknęli się na eksperymentach ze zbyt spirytualistycznym dubem, a czeka ich iście trójkolorowa przyszłość. Gdy publiczność już poskakała, pośpiewała i napatrzyła się do woli, przyszedł czas na nieco spokojniejsze klimaty. Powiedziałabym wręcz… usypiające. Oto „objawienie” TV4, zwycięzcy programu „Nowa Generacja” – wrocławska kapela Lov. Cóż, mnie ten zespół zdecydowanie nie przypadł do gustu. Może sprawił to wokalista Andrzej Strzemżalski? Głos miał rzeczywiście ciekawy, i jak się postarał, to nawet zmysłową chrypkę zdołał wykrzesać. Szkoda tylko, że na scenie starał się wyglądać jak idol gimnazjalistek, Joe Jonas (nawet zginał się na ten sam bok…). Gdyby jednak zamknąć oczy, można by zasłuchać się w melodyjnym Wiem, który słusznie wywalczył im rywalizację do bursztynowego słowika w konkursie Sopot Festival 2009. Utwór jest melodyjny i dźwięczny, jak urocze, zaplanowane komercyjne dziecko Myslovitz, Wilków i Edyty Bartosiewicz. Podobnie Zakładnicy samotności – te wpływy są tak oczywiste, że aż denerwujące. Gdyby nie energiczny (naprawdę!) i już bardziej śmiały rock w utworze O t o n i e a, chyba bym usnęła na stojąco. Lov polecam jak najbardziej, ale w domowym zaciszu i przy kubeczku kakao, słuchane niezbyt głośno. Ale, błagam, nie dawajcie ich znowu na koncert z okazji pierwszego dnia wiosny…! Po tym lekko usypiającym występie miała przyjść kolej na mieszankę reggae, hip-hopu i dancehall, czyli Natural Dread Killaz. Publiczność podskakiwała z niecierpliwości, atmosfera stawała się gorętsza, a gdy na scenie pojawił się w końcu ubóstwiany Mesajah, w tan poszły biodra, a w ryk głosy. NDK zagrali jak zawsze – energicznie, wibrująco i radośnie. Nie zabrakło zapewnień o trwających pracach nad nową płytą, nawet usłyszeliśmy kawałek, który ma się na niej ukazać. Pozytywne zaskoczenie – wrocławscy nawijacze zaczęli coś kombinować z tanecznym latino! Słuchacze bawili się szampańsko, Yanaz szalał na scenie, Mesajah czarował uśmiechem, a paXon przekazywał rastamańskie przesłania. Kto na koncercie NDK jeszcze nigdy nie był, niech zapłonie rumieńcem wstydu i śpiesznie na taki pobieży, bo tam fajna „biba” zawsze jest. I tak połowa koncertu za nami. Teraz przyszedł czas na bardziej „zamiastowe” gwiazdy, takie jak Afromental. Ich muzyka ma wielu fanów, ale nie brakuje też zatwardziałych tradycjonalistów, którzy za twórczością żwawych chłopców z Warszawy nie przepadają. Ja zdecydowanie należę do tej pierwszej grupy. Bo jak można się nie zakochać, widząc Wozz’a i Tomsona, wbiegających na scenę, przy akompaniamencie gitarki Barona i klawiszach Śniadego? Trudno tak zrelacjonować ich koncert w kilku zdaniach – tyle tam było szaleństwa, tyle rytmu i tyle melodyjnego rapu… Oczy z trudem nadążały za biegającym na całej scenie Wozz’em, a uszy eksplodowały od wpychających się tam dźwięków. Każde miejsce, na którym występuje Afromental, zamienia się w energetyczną bombę światła, muzyki i charyzmatycznego wokalu. Mają te swoje perełki koncertowe, by wymienić chociażby symboliczny pojedynek publiczności i zespołu pt. „zróbcie hałaaas!” Rozochocona widownia ochoczo podjęła wyzwanie, a i sama kapela nie próżnowała. Z niejaką melancholią muszę stwierdzić, że koncert nie miał żadnych słabych punktów. Szkoda tylko, że Pray 4 love nie było… Ale wszystkie pozostałe utwory zagrali tak, że nawet najbardziej konserwatywny fan rock’n’rolla bawiłby się jak na Przystanku Woodstock. O ile ich poprzednicy, NDK, co chwila sprawiali wrażenie, że są tu niejako z łaski i że może im się trochę nie chce, to Afromental dał z siebie 200 % normy. Słuchać ich muzyki z płyt to jedno, ale zobaczyć ich na żywo – to jest dopiero show! Stanowczo więcej takich koncertów, poproszę. I tak oto dotarliśmy do końca. Czy może raczej – wspaniałego początku końca, a może to był dopiero koniec początku? Przestałam się nad tym zastanawiać z chwilą, gdy na deski sceny WFF wkroczył Happysad. Muzyka dla każdego człowieka w każdym wieku. Regresywny rock z tekstami nie do podrobienia, z charakterystycznym wokalem i unikalnymi solówkami gitarowymi. Grali długo i wyśmienicie… Było trochę utworów z ich najnowszego krążka Mów mi dobrze, ale usłyszeliśmy też parę kawałków znanych chyba każdemu miłośnikowi ich twórczości - Zanim pójdę, Piękna czy Hymn 78. Ale czy warto wydać kasę i przejść się na ich koncert, zamiast spokojnie usiąść w domu i wysłuchać piosenek w lepszej jakości, bez krzyków widowni i poszturchiwania „pogowiczów”? Absolutnie, zdecydowanie, jak najbardziej… tak! Choćby po to, żeby zobaczyć przesłodkiego Kubę Kawalca, jak stoi niby taki nieśmiały ze swoją gitarką. Chociaż dlatego, żeby pośpiewać znane na pamięć teksty ich utworów, wespół z setkami innych szalonych fanów. A już najpewniej po to, by usłyszeć Undone, nie nagrane oficjalnie na żadnej ich płycie. Można tak stać i słuchać, i słuchać, i oglądać… …Aż nadeszła wiosna! Romantycznie i idealistycznie opowiadam się za wersją, że to właśnie ta cała pozytywna energia, jaka płynęła z Wytwórni Filmów Fabularnych, sprawiła, że długo oczekiwana przez wszystkich pora roku wreszcie do nas przyszła. Jak na pierwszy od kilku lat koncert z cyklu Pierwszego Dnia…, „ prezentuje” spisał się bardzo dobrze. Organizacyjnie było bez zarzutu, wrocławska kulturalna publiczność nie straciła honoru, a jestem pewna, że wielu nie-wrocławian będzie rozpowiadać w swoich miastach o chwalebnej tradycji, jaka powróciła do stolicy Dolnego Śląska. Zachęcałabym też, by na przyszłe lata organizatorzy nie bali się o frekwencję i odważyli się zapraszać zespoły, których nazwy pisze się naprawdę dużą czcionką. Jest czego wyczekiwać. Bo nie ma lepszego sposobu na świętowanie nadejścia wiosny, jak z muzyką w sercu. (tekst opublikowany w marcu 2010)
— Dobrze, jeśli musisz, to ja się dostosuję. — I zwróciła się do Alicji. — Nie mogę pani jeszcze obiecać, na sto procent, że uda się coś przyspieszyć z pani mieszkaniem. Jednak sprawa posuwa się dość szybko. Są duże szanse, że jeszcze w tym roku dostanie pani decyzję. Proszę uzbroić się w cierpliwość.
Norbert Ziętal Słodycze, alkohol, papierosy i napoje energetyczne - te produkty najczęściej chcą w tym roku rzucić Polacy. Dlaczego akurat te? Badania pokazują, że te grupy produktów są najbardziej wizerunkowe, a zwłaszcza zrezygnowanie z nich. Aspekt zdrowotny schodzi na dalszy plan. Z ogólnopolskiego badania opinii społecznej, wykonanego przez Uce Research i Syno Poland dla platformy Therapify, wynika, że w 2021 roku Polacy zamierzają głównie ograniczyć bądź całkiem porzucić słodycze – 36 proc. wskazań, alkohol – 26,7 proc., papierosy lub tytoń – 22,1 proc., a także napoje energetyczne – 12 proc. Taka grupa produktów może wskazywać, że chodzi nam o radykalną poprawę stanu zdrowia. Niestety, okazuje się, że bardziej zależy nam na społecznym odbiorze naszej osoby a coraz częściej tym, że możemy się czymś pochwalić w mediach społecznościowych. Choć, co trzeba przyznać, rzucenie choć jednej z tych używek "przy okazji" poprawi stan naszego zdrowia. CZYTAJ TEŻ: Dziewczyny spod tych znaków zodiaku mają największe powodzenie! One są najseksowniejsze - To są jedne z najpopularniejszych i najbardziej dostępnych w naszym kraju używek. Jednocześnie to właśnie o ich szkodliwości najwięcej mówi się w mediach. Zebrane wyniki świadczą o tym, że Polacy stają się coraz bardziej świadomi i podejmują decyzje o zmianach w trosce o swoje zdrowie – komentuje Damian Markowski, ekspert z Therapify. Dr Maciej Dębski, socjolog problemów społecznych, ekspert w dziedzinie uzależnień od substancji psychoaktywnych, zwraca uwagę na to, że Polacy chcą zmieniać w szczególności to, czym mogą chwalić się publicznie. I tak np. w przypadku słodyczy główną motywacją zwykle bywa chęć poprawy sylwetki, co często jest demonstrowane w mediach społecznościowych. Rzucanie palenia też jest modne i dobrze postrzegane. Z kolei nadużywanie alkoholu źle wpływa na kontakty społeczne i bywa powodem wstydu. Zdecydowanej większości z nas nie udaje się dotrzymać noworocznych postanowień. Tylko 12,8 proc. ankietowanych chciałoby skorzystać z pomocy psychologa lub psychoterapeuty, który pomógłby im w dotrzymaniu zamierzeń.
rynku słodyczy w 2012 roku jest wzrost cen produktów w sprzeda ży detalicznej, który nastąpił w wyniku podwyżek cen surowcowych. Ceny podstawowych su-• • • Tabela 1 Przychody ze sprzedaży spółek cukierniczych w latach 2010–2011 Emitent Przychody ze sprzedaży [tys. zł] Zysk netto [tys. zł] 2010 2011 Zmiana [%] 2010 2011
E003B7 Sp. z spółka zależna Rafako, otrzymała zawiadomienie od Tauron Wytwarzanie o zaakceptowaniu umowy dotyczącej budowy bloku energetycznego w Elektrowni Jaworzno III oraz zgodę gwarantów tj. PKO BP, PZU i Banku Gospodarstwa Krajowego na jej zawarcie, w związku z czym spełniły się wszystkie warunki zawieszające umowę, podało Magellana ocenia, że wezwanie na 100% akcji ogłoszone przez Banca Farmafactoring (BFF) jest zgodne z interesem spółki i ma uzasadnienie biznesowe dla każdej ze stron, jednak zaproponowana cena 64,0 zł za akcję nie uwzględnia w sposób pełny potencjału wzrostu wartości spółki i nie odpowiada ona wartości godziwej spółki, podał nadzorcza spółki PKP Polskie Linie Kolejowe (PKP PLK) wszczęła postępowanie kwalifikacyjne na stanowiska prezesa oraz członka zarządu - dyrektora ds. finansowych i ekonomicznych, podały PKP zdecydowała o emisji maksymalnie 12 800 obligacji zwykłych na okaziciela serii N, o wartości nominalnej i cenie emisyjnej 1 000 zł każda, podała zarząd spółki PKP Linia Hutnicza Szerokotorowa (LHS) w składzie: prezes Łukasz Górnicki i członkowie zarządu Mirosław Smulczyński oraz Daniel Pitrus - został odwołany z dniem 13 stycznia rezygnacje z funkcji. Na stanowisko prezesa spółki powołany został Zbigniew Tracichleb, a funkcję członków zarządu objęli Andrzej Skiba i Dariusz Sikora, podała zarząd PKP Informatyka - prezes Adam Filutowski i członek zarządu Jan Starzyk - złożyli z dniem 13 stycznia rezygnacje z funkcji. Na stanowisko prezesa zarządu spółki powołany został Tomasz Miszczuk, a funkcję członka zarządu objął Jakub Prusik, podała Waryński i Dantex uzyskały prawomocne pozwolenie na użytkowanie I etapu inwestycji Miasto Wola w Warszawie i w tym tygodniu rozpoczną przekazania mieszkań. W ramach projektu powstało 112 mieszkań, z których do tej pory sprzedano 111, wynika z komunikatu Waryńskiego. W II i III etapie tej inwestycji nabywców znalazło do tej pory odpowiednio 71% i 23% Polska otworzyło oficjalnie swoje drugie centrum Software Solutions Center w Polsce, tym razem w Poznaniu, podała prognozuje 115 mln zł skonsolidowanego zysku operacyjnego (EBIT) w 2016 r. oraz uznanie w przychodach spółek z grupy kapitałowej i w wynikach ich wspólnych przedsięwzięć łącznie 2,8 tys. mieszkań, podała konkurencja, drożejące ceny surowców, presja marżowa ze strony sieci handlowych, nowy podatek w handlu detalicznym oraz napływ tanich słodyczy z Ukrainy - to wszystko wpłynie na rodzimy rynek słodyczy, który będzie w tym roku dość trudny dla producentów, uważa ekspert z ZPC Brześć Arkadiusz Zachodni WBK przyjął ramowe zasady udziału w transakcji przejęcia Visa Europe Limited przez Visa Inc., zgodnie z którymi łączny proponowany udział banku w rozliczeniu transakcji ma wynieść 62,78 mln euro, w tym 46,74 mln euro w gotówce oraz 16,04 mln euro w akcjach Visa Inc., podała pojazdów obsługiwanych przez Grupę Masterlease powiększyła się do 26 556 na koniec 2015 r., co oznacza wzrost o 15% r/r, podała spółka. W ciągu całego ubiegłego roku Grupa sfinansowała 10 963 samochody (+30,7% r/r) o wartości przekraczającej 705 mln zł, podała Rozwoju Przemysłu (ARP) złożyła syndykowi wiążącą ofertę zakupu majątku składającego się na zorganizowaną część przedsiębiorstwa Kieleckie Kopalnie Surowców Mineralnych w upadłości (KKSM), podała Orlen pomyślnie przeprowadził pierwszą synchronizację bloku gazowo-parowego we Włocławku z krajową siecią energetyczną, do której trafiły pierwsze dostawy prądu realizowane przez nową elektrociepłownię, podała w sieci Biedronka wzrosła o 3,2% r/r w sklepach porównywalnych (like-for-like, LFL) w 2015 r., zaś sprzedaż ogółem (w złotych) zwiększyła się o 9,1% r/r, podał właściciel sieci Jeronimo Dom sprzedała 493 mieszkań w 2015 r., co oznacza wzrost o 94% r/r. Celem spółki jest sprzedaż na poziomie 700 mieszkań w 2016 r., poinformował Poland sprzedał na polskim rynku 23 046 nowych samochodów wyprodukowanych przez Fiat Chrysler Automobiles (FCA), w tym 11 033 samochodów osobowych i 12 013 samochodów dostawczych, podała Computer Entertaiment America (SCEA) zaakceptowało finalną wersję gry "Layers of Fear" autorstwa Bloober Team na konsolę PlayStation 4, podała spółka. Data premiery gry na PS4 podana zostanie w przyszłym tygodniu razem z nazwą wydawcy "Layers of Fear".Orco Property Group przestanie być notowane na Euronext Paris od 18 lutego, podała Wytwórnia Surowic i Szczepionek złożył do Sądu Rejonowego Lublin-Wschód wniosek o otwarcie postępowania układowego na podstawie przepisów Prawa restrukturyzacyjnego, podała Rejonowy dla Warszawy ustanowił zarządcę przymusowego w miejsce tymczasowego nadzorcy sądowego w związku z wnioskiem o upadłość Hawe, podała jakość naszego artykułu:Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze N9LDIu.
  • 49vqqu544z.pages.dev/31
  • 49vqqu544z.pages.dev/111
  • 49vqqu544z.pages.dev/6
  • 49vqqu544z.pages.dev/217
  • 49vqqu544z.pages.dev/229
  • 49vqqu544z.pages.dev/156
  • 49vqqu544z.pages.dev/77
  • 49vqqu544z.pages.dev/385
  • 49vqqu544z.pages.dev/313
  • w tym roku pewna wytwórnia słodyczy